Umarł mój lekarz

Pierwszy raz od ponad dwóch lat byłem w swojej przychodni rejonowej. Ponieważ nie było mnie od tak dawna, zostałem poproszony o wypełnienie deklaracji wyboru lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Okazało się, że mój lekarz, którego znałem od dziecka, umarł w ubiegłym roku. Miał zaledwie 53 lata. W mojej opinii bardzo mało, tym bardziej, że to przecież lekarz, a oni najlepiej wiedzą jak o siebie zadbać.

Smutno mi się zrobiło, a jednocześnie po raz kolejny uświadomiłem sobie jak niewielka odległość dzieli nas pomiędzy “tymi” światami. Może zamiast tak gorliwie palić znicze na grobach tych, dla których nie ma to już znaczenia, lepiej zapalić myślenie i podjąć decyzję, gdzie chcemy spędzić najbliższą wieczność? W Niebie, z Bogiem, według obietnicy danej nam przez Jego Syna:

"Jam jest zmarwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki.” – Ew. Jana 11:25


czy też po prostu, tak zwyczajnie… w ziemi, na cmentarzu, wedle zapewnień wszystkich najlepiej poinformowanych, oczytanych, zabawnych, wszystkich tych, których po prostu kocha świat… ten Świat?