W dalszym ciągu podsłuchuję czasami Roberta Fryczkowskiego. Nie zawsze jest nam po drodze – głównie w temacie Boga, ale mimo wszystko więcej nas łączy niż dzieli. Ostatnio opowiadał o projektach, które są paliwem napędowym naszego życia... Podziwiam jego chłopięcość (świeżość, determinację, fascynację, oddanie) w podejściu do tematu. Czuję wręcz tę samą energię, która zawsze napędzała mnie w tym, co robiłem...
(...) Bo ty, Artur, widzisz świat jako jedną wielką okazję, jak plac zabaw pełen możliwości. A dyrektor widzi świat jako jedno wielkie zagrożenie, gdzie na każdym kroku może się stać coś złego. Dlatego w ostatecznym rozrachunku ty zawsze wygrasz. Bo nawet jeżeli dziesięć razy coś wymyślisz i się nie uda, to za jedenastym razem trafisz. I jeden sukces pokryje wszystkie straty. A człowiek taki jak dyrektor zawsze ostatecznie przegra. Bo nawet jak uniknie dziesięciu pułapek, to wpadnie w jedenastą. I wtedy straci wszystko co zyskał. Ty możesz tylko iść do przodu, a on może się tylko cofać.
Znalezione w Szkole latania Martina Lechowicza.
Viktor E. Frankl w swojej najsłynniejszej książce Człowieku w poszukiwaniu sensu napisał:
Po pewnym czasie zadałem następne pytanie, tym razem zwracając się do całej grupy. Pytanie brzmiało: czy małpa, którą wykorzystuje się do badań nad szczepionką przeciw polio i z tego powodu raz za razem kłuje igłą, jest w stanie ogarnąć sens swego cierpienia? Wszyscy obecni jednogłośnie odparli, że oczywiście, że nie; małpa, ze swą ograniczoną inteligencją, nie potrafi przeniknąć do świata ludzi, to znaczy jedynego świata, w którym sens jej cierpienia byłby zrozumiały. Kontynuując temat, zadałem zatem kolejne pytanie: – A co z człowiekiem? Czy jesteście pewni, że świat ludzi stanowi ostatni etap kosmicznej ewolucji? Czy tak trudno wyobrazić sobie istnienie innego wymiaru, świata poza naszym światem, w którym pytanie o ostateczny sens ludzkiego cierpienia znalazłoby swoją odpowiedź?
Zachowuję.
Ponad rok temu, tym wpisem, żaliłem się, że wypalony pracą zmuszony jestem zrezygnować z zajmowanego stanowiska. Nie była to wcale łatwa decyzja, tym bardziej, że nie miałem nic w pogotowiu.
Kontynuacją tego wpisu było osiem miesięcy czasu wolnego, gdy dochodziłem do siebie i nie zarabiałem pieniędzy. Starałem się inwestować w siebie, odpoczywać, robić wszystko to na co nie mogłem pozwolić sobie do tej pory.
Zrozumiałem, że jestem perfekcjonistą. To źle. Bardzo źle. Perfekcjonista to osoba, która zbyt dużą uwagę przykłada do niezbyt istotnych szczegółów, przez co traci obraz całości i marnuje dużo czasu. Z pewnością nie zgodzisz się z tym, co teraz napisałem, bo wiesz jaką wartością jest dbałość o szczegół oraz dobrze i konsekwentnie wykonana praca, czyż nie?
Kilka dni temu przeczytałem o Cliffie Youngu – facecie, który w wieku 61 lat zwyciężył w najcięższym australijskim ultramaratonie Sydney – Melbourne, w którym uczestnicy mają do przebiegnięcia dystans 875 km. Historia niesamowita tym bardziej, że Cliff nie był zawodowym maratończykiem i był to jego pierwszy start w jakimkolwiek wyścigu.