W tym roku (w odróżnieniu do poprzedniego) udało mi się nawet dotrzeć na kilka wykładów:
- Czy pieniądze dają szczęście?,
- Pieniądze, a relacje międzyludzkie,
- Profesjonalista buduje wartość swojej firmy: od startupu do giełdy,
- Duchowe ABC.
Brzmi poważnie, w rzeczywistości jednak było bardzo ciekawie i całkiem luźno.
Pomimo, że pogoda w tym roku nie rozpieszczała, udało się także przyjemnie spędzić czas na świeżym powietrzu i zawiązać nowe znajomości. Mój bilans osób poznanych/spotkanych ponownie w tym roku wyglądał tak:
Kacper (którego poznałem już rok temu, a z którym mogłem porozmawiać o kondycji chrześcijaństwa w dzisiejszych czasach... w sąsiedztwie toitoi!), Wojtek (którego blog śledzę od dawna, zamieniliśmy tylko kilka zdań, ale za to dostałem od niego fajną koszulę!), Jakub (z hanysowa, z którym rozmawiałem o jego i swoich dalszych planach na życie... jeszcze mamy się spotkać, ale już na gorolskiej ziemi), Michał (którego poznałem rok temu i nawet spotkaliśmy się później ponownie u mnie w domu...), stali bywalcy: Krzysiek i Ania, a w tym roku również kolega Krzyśka, który dojechał na ostatni dzień – Grzegorz, z niesamowitym świadectwem, a także Tomek (którego ostatni raz widziałem w 2013 roku... kopę lat).
SLOT wciąż przyciąga, choć co raz bardziej dostrzegam małe "ale". Cytując słowa Grześka: jest to "pomieszanie z poplątaniem". Ogromnie cieszy mnie wolność jaka panuje na terenie festiwalu, choć z niepokojem obserwuję jak obce filozofie, ekoklimaty i organizacje pseudopozarządowe pochłaniają co raz więcej slotowego miejsca i dusz.
Zakończeniem tej notatki niech będzie cytat, który znalazłem na jednym ze slajdów z wykładów. Idealnie wpasowuje się on w tym roku w moje osobiste przemyślenia:
I'm what I have, and if I lose what I have, who then am I?
Dziękuję panie Fromm. Slotowicze, do zobaczenia za rok.